Featured

czwartek, 5 sierpnia 2021

By Wishtrend Mandelic Acid, Tonik łagodzący o działaniu złuszczającym

Z czystym sumieniem muszę Wam napisać, że nigdy wcześniej nie używałam toników złuszczających. Trochę się ich bałam... Miałam dziwne wyobrażenie, że wypalą mi skórę na twarzy.

O tym toniku dowiedziałam się od znajomej. Używałam go kilka razy w tygodniu na noc by złuszczyć martwy naskórek, zmniejszyć przebarwienia, zwęzić pory, wygładzić cerę. Serdecznie mi go polecała, to też w niego zainwestowałam.

 

 


 

Żeby nie zrobić sobie krzywdy zaczęłam go stosować 1-2 razy w tygodniu na noc.

Po ok. 2 tygodniach przeszłam do używania 3-4 razy w tygodniu. Dzięki wstępnemu przygotowaniu cery nie czułam mocnego podrażnienia. Było delikatne szczypanie, ale nic poważniejszego nie zadziało się z moją buzią.

Efekty jakie u siebie zauważyłam były zjawiskowe :D Pory zdecydowanie stały się mniejsze, buźka była gładka jak pupcia od niemowlaka, pomógł mi się też pozbyć podskórnego, bolesnego giganta z brody. Skóra była odświeżona, odżywiona, rozjaśniona. Jak dla mnie super sprawa, naprawdę! 

Boli mnie tylko fakt, że za jedyne 120 ml musimy zapłacić około 100,00 zł i niestety, ale nie wszędzie jest dostępny. Na pewno go znajdziecie na NOTINO i w sklepie LAROSECARE.

Stacjonarnie nigdzie go nie widziałam...



czwartek, 8 lipca 2021

MOKOSH, brązujący balsam do ciała i twarzy

Witajcie kochani! 

 

W końcu mamy ładną pogodę :D 

Słoneczko pięknie świeci, temperatura jest dość wysoka... Można by rzec, że nareszcie doczekaliśmy się lata, a co za tym idzie? Wakacje, pięknie ciałko opalone :p

Wiem, że nie każdy z Nas lubi się opalać, albo i też nie może z przyczyn zdrowotnych... Dlatego myślę, że z pomocą dla takich osób będzie brązujący balsam do ciała i twarzy. Oczywiście można go stosować również dla podtrzymania opalenizny, a nie tylko w fazie nabierania naturalnego kolorytu skórki.

Powiem Wam szczerze, że ja nie znoszę leżeć plackiem na leżaku i się smażyć. Dla mnie to jest katorga, ale znam osoby, które to lubią :p


Przechodząc do rzeczy to ja ochoczo w lato i nie tylko smaruję się po kąpieli właśnie tego typu kosmetykami. Wiem, że jest wiele tego typu produktów na rynku, ale ja postawiłam na dobry skład i wysoką jakość. Nie szukam mazidła, które zawiera w składzie pełno chemii, zapycha mi mieszki włoskowe i daje chwilowe uczucia wygładzenia naskórka itd. Akrylamid, mikroplastiki itp żegnajcie! Szkoda na Was pieniędzy. Balsam brązujący, który dzisiaj chciałam Wam przedstawić nie zawiera takich rzeczy. Bardzo świadomie go wybierałam. Swój kosmetyk kupiłam w KONTIGO, ale z tego co wiem jest też dostępny na stronie internetowej Douglasa, a i w sklepie stacjonarnym, a także w sklepie internetowym marki mokosh, cocolito. Czy gdzieś jeszcze? Tego nie wiem, ale domyślam się, że i na allegro go znajdziecie. Ja za swój zapłaciłam 79,00 zł, ale widziałam, że na stronie www.mokosh.pl jest po 63,00 zł, więc fajna cena. Produktu mamy 180 ml. Wydaje się dość mało, ale jest naprawdę bardzo wydajny. Super się rozkłada na skórze, nie zostawia przy tym plam, smug, zacieków. 

 

 

Kolor ma naprawdę bardzo ładny. Absolutnie nie pomarańczowy! :P Jeszcze jedna ważna rzecz... nie śmierdzi jak niektóre samoopalacze. Nic z tych rzeczy! Strasznie mi się w nim podoba to, że stopniowo daje ciemniejszy koloryt na skórze. Jeżeli używamy go codziennie to w sumie już po kilku zastosowań widać sporą różnicę. Zaznaczam raz jeszcze, że nie będzie tutaj po jednym użyciu efekt samoopalacza. W tym przypadku nie tędy droga... Na twarzy go nie używałam, więc się w tej kwestii nie wypowiem, ale może ktoś z Was go też posiada i jest w stanie napisać jak się zachowuje na buzi?

Ja ze swojej strony serdecznie Wam go polecam. Produkt jest wart swojej ceny. Super się stosuje, ma bardzo dobry skład, ładnie pachnie, przyjemnie nawilża, przyciemna skórę, nie uczula, nie zapycha... A wiecie, że ja mam do tego dość duże predyspozycje.

 

Pozdrawiam.

Ania




 



poniedziałek, 3 maja 2021

DRUNK ELEPHANT - Żelowe serum do twarzy

Hejcia Kochani!





Od jakiegoś czasu zabieram sie za napisanie recenzji na temat serum do twarzy od Drunk Elephant...
Ciezko mi to idzie, bo nie wiem do konca co tu dobrego napisac?
Moze zaczne od tego, że serum kupiłam w sklepie internetowym. Z tego co się orientuję to teraz jest już dostępny w Sephorze, ale nie wiem, czy tylko online, czy także stacjonarnie...
Zresztą mniejsza z tym! Kupując te serum miałam ogromną nadzieję, że spełni moje oczekiwania, a były one takie...
Nawilżenie. Nie dużo chciałam, prawda?
Problem polega na tym, że kosmetyk ten nie robi kompletnie NIC. W mojej ocenie jest to kompletna strata kasy. Chciałam mieć coś lepszego, a zamiast tego kupiłam coś żelowego, które nic nie robi 🙄

Mieliście coś z tej firmy?

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

La Mer, Hydrating Illuminator - rozświetlacz do twarzy


Jakiś czas temu do Perfumerii Douglas trafił nowy rozświetlacz w kremie z firmy La Mer.
Ogromnie mocno byłam nim zainteresowanie tylko jak zawsze ja mam takiego pecha, że u mnie w Perfumerii nie ma marki La Mer i jak zwykle produkt musiałam ściągać z innego Douglasa do tego najbliższego w moim mieście. Na całe szczęście udało mi się to zrobić i nawet długo nie musiałam czekać na dostawę. Wszystko przebiegło szybko i sprawnie. Brawa dla Douglasa :)


Co do samego produktu to na początku kombinowałam jak go używać. Myślałam nad kilkoma wariantami. Opcją pierwszą było używanie go jako kremu do twarzy na dzień, opcją drugą mieszać go z podkładami do twarzy i wreszcie trzecią nakładać jako typową bazę pod makijaż. Na dzień dzisiejszy używam go jako opcję 1 i 3. Jako krem na dzień dla mojej bardzo suchej cery jest za słaby, muszę wspomagać się dodatkowo innym kremem. Ja robię tak, że nakładam wpierw nawilżający krem do twarzy z firmy Glam Glow, a na to następnie rozświetlacz z La Mer. Wtedy moja cera nie odczuwa ściągnięcia, napięcia. Jest przyjemnie nawilżona i na takim efekcie mi zależy. Tym samym mam już buzię przygotowaną pod makijaż, bo rozświetlacz działa jako baza pod makijaż. Podoba mi się 'różowa perła', która w nim się znajduje. Cera od zaraz nabiera pięknego kolorytu, blasku.



 Myślę, ze super to będzie wyglądać u skór poszarzałych, zmęczonych. Oczywiście na innych też to będzie pięknie wyglądać, ale szczególnie z uwzględnieniem dojrzałych cer. 
Jako kremowy rozświetlacz sprawdza się SUPER! Jestem z niego zadowolona i cieszę się, że mam go w swojej kosmetyczce :) Polecam Wam go spróbować :)

Miałyście go?

Pozdrawiam! 


czwartek, 15 kwietnia 2021

Veoli botanica - nawadniający krem do twarzy

Witam Was Kochani!

Dawno mnie tu nie było... Ale już jestem 😃Przychodzę dzisiaj do Was z kremem do twarzy z Polskiej firmy Veoli Botanica.

 




Krem kupiłam przypadkiem w Drogerii Koliber w Pszczynie. Wracając do domu wstąpiłam do owej drogerii po zwykle zakupy. Przy okazji chodzenia po sklepie moim oczom ukazała się naturalna, nie testowana na zwierzętach Polska marka kosmetyczna. Nie mając nigdy nic z tej firmy do koszyka wrzuciłam nawadniający krem na dzień, tak na spróbowanie... Nie miałam za bardzo pewności jak kremik się u mnie sprawdzi  zaryzykowałam i kupiłam go. 

Krem znajduje się w szklanym pojemniczku. Zaskoczyła mnie jego pojemność. Z reguły każdy krem zawiera 50 ml, a ten dla odmiany ma aż 60! To jednak 10 ml więcej niż standardowe kremy.

Przejdźmy może do konsystencji, a ta jest gęsta, maślana. Mimo, że produkt nie jest dedykowany na noc... Domyślam się, że krem na noc będzie jeszcze bardziej treściwy od tego na dzień. Jego żółty kolor nie pozostaje na skórze. Szybko się wchłania, nawet nałożone pod serum nawadniające z innej naturalnej marki. Nadaje się pod makijaż, nie roluje się. Świetnie utrzymuje nawilżenie. Początkowo czuć go na twarzy, ale po jakimś czasie (ok. 15-20 minut) ładnie się wchłania. Zostawia delikatny blask na buzi. Myślę, że śmiało go mogę polecić skórą suchą, normalnym. 

 

Miałyście ten krem?


wtorek, 25 lutego 2020

Giorgio Armani Prima, CC Cream (SPF 35/PA +++)

PODPIS




Już jakiś czas temu na Polskiej stronie Perfumerii Douglas znalazł się w ofercie najnowszy CC cream od Giorgio Armani. Początkowo nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi, bo ostatnio coraz więcej firm wypuszcza nowe podkłady, kremy CC itd. Kiedy jedna z Youtuberek omawiała go na swoim kanale zaciekawiła mnie jej recenzja. Brałam pod uwagę fakt, że mam cerę nadwrażliwą i byłoby miło wpierw przez co najmniej kilka dni przetestować próbkę najnowszego CC kremu. Niestety nie było mi to dane, bo w najbliższej Perfumerii Douglas nie mam marki Giorgio Armani. Poczyniłam więc zakupy w ciemno. Stwierdziłam, że w razie, gdy mnie uczuli to przecież mogę produkt odesłać. To moja cera dyktuje co jej pasuje, a co nie.Wzięłam kolor nr 3, a  dlatego taki, że w było jeszcze lato... Do tego jestem opalona i nie mogłabym wziąć nic jaśniejszego, bo zwyczajnie wyglądałabym komicznie ;)
Na chłodniejsze dni raczej brałabym dla siebie odcień nr 2.
Powiem Wam szczerze, że jest to NAJLEPSZY, tak właśnie tak NAJLEPSZY krem CC z jakim miałam do czynienia. Jest niezwykle lekki przy czym potrafi subtelne niedoskonałości skorygować. Krycie można z powodzeniem budować, nawet pokuszę się o zdanie, że kryje lepiej niż nie jeden krem BB. Przepięknie prezentuje się na twarzy, nie jest wyczuwalny. Nie wchodzi w pory, nie maże się, nie podrażnia i nie uczula. Zostawia na twarzy ZDROWY blask.
Pałam zachwytem nad tym produktem. Oczarował mnie swoją formułą, i tym jak wygląda i się nosi. Dla mnie na ten moment nie ma nic lepszego, naprawdę. Dla przypomnienia jestem posiadaczką cery suchej, przesuszonej, bywa, że i odwodnionej. Na dodatek borykam się z nadwrażliwością :/
Jeżeli macie możliwość dorwać próbkę w Perfumerii to bierzcie i nawet się nie zastanawiajcie ;) Myślę,  że większość z Was będzie zadowolona :) 
Przepraszam za jakość zdjęcia, ale tylko te udało mi się odzyskać :(

sobota, 6 października 2018

FENTY BEAUTY BY RIHANNA Pro Filt'r Soft Matte Longwear Foundation - Podkład do twarzy


Nareszcie zawitała do Polskiej Sephory marka kosmetyczna "Fenty Beauty By Rihanna". Troszeczkę musieliśmy na nią poczekać, ale cieszmy się, że w końcu już jest :)
Usłyszawszy wiele pozytywnych opinii na temat podkładu od Rihanny skusiłam się na jego zakup.
Zakup poczyniłam w ciemno, bo do końca nie wiedziałam jak się u mnie sprawdzi, ale ja lubię ryzykować ;) Niestety nie zawsze wyjdę na tym dobrze, no ale... "kto nie ryzykuje, nie pije szampana ;) ".
Podkład jest w szklanym opakowaniu, posiada plastikową zakrętkę, ma pompkę co mnie bardzo ucieszyło. Wybór odcieni jest ogromny, bo aż 40! Nie kojarzę by jakakolwiek firma kosmetyczna wypuściła TAK DUŻĄ gamę kolorystyczną podkładu. Za to się chwali :)
Wykończenie podkładu jest półmatowe. Zdecydowanie nie jest to płaski mat. Co to to nie...
Konsystencję ma lekką, niewyczuwalną, przyjemną.
Podkład ładnie siedzi na skórze, ale musi mieć pod spodem bazę do twarzy. Najlepiej tą od Rihanny, ale świetnie też się sprawdza baza z Sisleya.
Utrzymuje się na buzi bardzo długo, i to bez poprawek. Jak widzicie piszę o nim same superlatywy... No, ale niestety nie ma tak dobrze :/ Ma jedną ogromną wadę. ZAPYCHA. Po kilku dniach moja twarz prezentowała się paskudnie, okropnie. Wyglądałam jakbym trądzik młodzieńczy przechodziła :o :o

 No coś strasznego... O ile podkład w żadnym stopniu mnie nie uczulił, o tyle pozatykał mi pory po czym moja cera wyglądała jak jeden wielki wulkan. Do dzisiaj leczę twarz... Nie wiem ile mi to jeszcze potrwa, ale uwierzcie mi nie prezentuję się atrakcyjnie :/
Nie pamiętam by jakikolwiek podkład wyrządził mi takie coś na twarzy... No koszmar :/
Jedyny sposób by go zużyć i nie wyrządzić sobie krzywdy jest noszenie go co drugi/trzeci dzień. Zdecydowanie nie codziennie, ale nie wiem, czy gra jest warta świeczki. Chyba spróbuję mu znaleźć nowego właściciela i mam nadzieję, że chociaż tej osobie się podkład sprawdzi.



Prawie bym zapomniała... Podkład oksyduje i to od 1 tonu do 2 tonów. Weźcie to pod uwagę, bo ja kupując kolor 260 nie miałam pojęcia, że będę wyglądać jak mulatka. Musiałam się ratować białą farbką z Make Up For Ever aby rozjaśnić sobie podkład.
Ja na kilometr uciekam od tego produktu. Podkład kompletnie się u mnie nie sprawdził :/
Niestety ze swojej strony nie mogę Wam go polecić :/

Pozdrawiam
Ania



sobota, 29 września 2018

Chanel, CC Cream - Kompleksowa korekcja SPF 50/PA +++

Większość z Was już pewnie wie, że poprzednia wersja CC creamu od Chanel została na jakiś czas 'wycofana' z Perfumerii. Nikt nie wiedział czemu tak się stało? Co było powodem?
Aż tu nagle wieść  niesie, że nie lada moment w Perfumeriach ponownie będzie dostępny CC od Chanelki. Oczywiście w nowej, ulepszonej formule. Nie inaczej ;)
Starą wersję bardzo lubiłam. Choć była dla mnie za ciężka na lato tak na jesień, zimę się sprawdzała :) Nowa wersja ma dużo lżejszą konsystencję. Jest wciąż gęsta, ale nie aż tak jak ta wcześniejsza.
Krycie dalej jest dobre, powiedziałabym nawet, że baardzo baardzo dobre jak na krem CC. Spokojnie można dokładać warstwy dzięki czemu uzyskamy jeszcze większe krycie. Mnie osobiście jedna cienka warstwa wystarcza na wyrównanie kolorytu cery, przykrycie drobnych niedoskonałości.
Nie lubię mieć tapety na twarzy wówczas nakładam go w minimalnej ilości.
Produkt ma dla mnie jedną wadę (pomijając cenę). Zawiera w składzie śliwkę murunga, która ma ogromną ilość witaminy C. A jak wiemy witamina ta działa na początku (przynajmniej u takich osób jak ja) nadreaktywnie, podrażniająco. Przez pierwszy tydzień testowania CC kremu zawsze na około 20 minut (od momentu nałożeniu) czułam dyskomfort na buzi. Cera automatycznie stała się różowa i ciepła. Po tym czasie wszystko mijało. Po około tygodniu twarz oswoiła się ze stężeniem witaminy C i skóra przestała źle reagować.


Teraz najistotniejsza kwestia. Jak się zachowuje CC krem na twarzy? Bez bazy wygląda pięknie. Nie powchodził mi w rozszerzone pory, nie ciastkuje się, nie warzy. Skóra jest ujednolicona, świetlista, napięta. Nie wygląda sztucznie. Wiadomo, że nałożony na bazę wygląda obłędnie, ale równie dobrze prezentuje się i bez niej. Rozprowadza się bardzo równomiernie, sunie gładko po twarzy. Nie tworzy nieestetycznych placków, smug. Dostaje dużo komplementów kiedy mam go na buzi, więc coś musi w nim być :)
Polecam, nie polecam?

Sam produkt wywołał u mnie wielkie WOW i  być może będąc w sklepie sięgnę nieraz po niego... Acz wydaje mi się, że tak jak poprzednia wersja będzie lepszy na jesień (czyli na teraz), zimę i początek wiosny. Nie jestem pewna, czy w lato (upały powyżej 30 stopni) się sprawdzi. Raczej spodziewałabym się tego, że spłynie mi z twarzy.
Zdjęcie ze swatchem dodam później. Jakby ktoś by pytał to posiadam odcień nr 30 beige.

Pozdrawiam
Ania


czwartek, 30 sierpnia 2018

BECCA Hydra-Mist Set and Refresh Powder - Puder utrwalający

PODPIS

Nadchodzę z recenzją najnowszego pudru utrwalającego od Becca... ;) A tak serio to z przyjemnością napiszę Wam o swoich przemyśleniach względem tego cacka.
Po pierwsze i co najważniejsze (jak dla mnie) puder ściągałam z zagranicznego sklepu online, bo u Nas oczywiście go nie było. Dopiero od niedawna jest dostępny na www.sephora.pl
Żeby Was nie skłamać mam go bodajże od początku maja tego roku. Mogę nieznacznie się mylić, ale jakoś mniej więcej w tym czasie pokusiłam się o jego zdobycie.
Najbardziej byłam ciekawa "wilgotnego pudru". No bo... jakby na to nie patrzeć to jest kompletne zaprzeczenie tego co do tej pory było wypuszczane na rynek. Dumałam więc sobie jak może być wilgotny puder? Niby jak to zrobili?... Jak już paczka do mnie dotarła, otworzyłam zawartość opakowania to faktycznie miałam do czynienia z wilgotnym sypańcem. W dalszym ciągu byłam w szoku, ale tym bardziej z wielką ochotą zaczęłam go testować.


Mamy do czynienia z półtransparentnym proszkiem, który fenomenalnie sprawdza się do twarzy, acz nie do końca pod oczami. Zostawia przepiękne wygładzenie, efekt photoshopa, którego tak pragniemy mieć. Nie ma tendencji do ważenia się, wchodzenia w pory, podkreślanie suchych skórek, robienia smug. Bardzo ładnie matuje cerę, nie jest to płaski mat. Myślę, że lepiej się sprawdzi przy cerze normalnej, suchej, ale nie przesuszonej. Przy cerach tłustych i mieszanej raczej bym sobie go odpuściła, bo zwyczajnie nie będziecie z niego zadowolone. Ja mając cerę suchą zostaję zmatowiona na dobre 7 h, raczej nie dłużej. Nie zauważyłam by kłócił się z jakimkolwiek moim podkładem, kremem BB, czy też CC. Raczej współgra ze wszystkim co mam na twarzy.



Jest jedna kwestia, która mnie trochę zdziwiła i zirytowała... Puder po czasie staje się suchy jak każdy inny tego rodzaju produkt. Innym słowem wysycha w opakowaniu! Zastanawia mnie dlaczego tak się dzieje skoro za każdym razem domykam wieczko. Nie ma opcji bym go źle zamknęła. Zawsze sobie tego pilnowałam, a tu masz Ci los... suchar mam w opakowaniu :/ Żeby tego było mało po ok. 2/3 tygodniach był już suchy.
W moim odczuciu puder jest godny uwagi. Pomińmy fakt, że wysycha... Ale jaki efekt zostawia na twarzy :) Dla mnie to jest mistrzostwo świata :) Za każdym razem kiedy mam go na buzi dostaję komplementy i zapytanie co to takiego? :) To chyba o czymś świadczy, prawda? :)

Pozdrawiam
Ania


sobota, 18 sierpnia 2018

Glamglow Waterburst Moisturizer - Krem do twarzy

PODPIS
Dokładnie od 22 marca jestem szczęśliwą posiadaczką kremu do twarzy z firmy GlamGlow. Z dostępnością tego produktu łatwo nie było. Byłam zmuszona przeczekać aż mój Douglas będzie miał na stanie najnowszy krem do twarzy wspomnianej wyżej marki. Poprosiłam Panią sprzedawczynię by mi jedną sztukę odłożyła (nie chciałam jechać w ciemno na zakupy), a tak dostałam informację, że krem jest już na stanie i mogę sobie po niego podjechać :)

Opakowanie jak dla mnie jest plastikowe (tym lepiej w razie upadku). Szkoda tylko, że trzeba wsadzać paluchy do środka by wydobyć produkt. Można jeszcze użyć szpatułki, ale szczerze mówiąc nijak jest mi to po drodze. Na szczęście kremu używam tylko i wyłącznie na sobie, więc nie muszę się martwić o dodatkowe bakterie (oczywiście przed każdym zastosowaniem myję ręce :P) ;)
Konsystencja jest wodnista, myślę, że jest to najbardziej trafne słowo. Mam wrażenie, że wklepuję w siebie wodę :D Brzmi irracjonalnie, ale ten kto ma ten krem ten wie o czym piszę ;) Kolor kremu jest błękitny co widać na zdjęciach. Przejdźmy teraz może do ceny, która zbyt niska nie jest.


 W Douglasie i Sephorze kosztuje 209,00 zł za 50 ml. Jak dla mnie cena jest adekwatna do jakości. Dla mnie osobiście (a nie zapominajcie jak bardzo wrażliwą, alergiczną mam buzie) działa cuda. Non stop w zimie borykałam się z odwodnioną, ściągniętą cerą. Szczególnie mocno we znaki dało mi popalić czoło. Ściągnięcie było tak mocne, że w pewnych momentach miałam tego serdecznie dosyć. Nie wiedziałam już co mam zrobić by sobie ulżyć. Cudowałam, kombinowałam, szukałam i w końcu znalazłam ulgę dla mojego czoła. Pierwszy raz kiedy go nałożyłam na twarz bałam się reakcji alergicznej. Kiedy tylko zauważyłam, że moja cera się nie buntuje wiedziałam, że mogę go dalej testować. Też tak zrobiłam... Przez bite 3 msc każdego dnia krem lądował na mojej twarzy. Wnioski? Mogłabym się kłaniać temu co wymyślił tak genialny krem do twarzy. Doznałam niesamowitej ulgi. Skończyły się czasu uporczywie ściągniętego, szorstkiego i wiecznie niezadowolonego czoła. Stan skóry definitywnie się poprawił. Czułam niesamowite nawilżenie, ukojenie. Absolutnie nie miałam klejącej warstwy. W żadnym wypadku nic mi się nie rolowało, nie zapychało i co najważniejsze nie uczulało. Dla mnie bomba, a nie krem. Ogromnie się cieszę, że pokusiłam się o jego zakup. Mam tylko nadzieję, że zostanie już na lata w ofercie GlamGlow.
Zdecydowanie krem został moim faworytem. Jeśli chodzi o nawilżenie to krem jest najlepszy z wszystkich kremów jakie do tej pory testowałam, a i opisywałam na blogu.
Póki co nie zamienię go na nic innego.
Serdecznie Wam go polecam :)


niedziela, 15 kwietnia 2018

Balsam do ust, który działa u mnie cuda :)



Tytuł dzisiejszego wpisu brzmi intrygująco, ale taki był mój cel :D
Recenzja produktu do ust dotyczy balsamu z firmy TISANE. Klasyk, prawda? Któż nie zna tego cacuszka?
Tak szczerze to cały czas myślałam o zakupieniu pielęgnacji do ust z firmy La Mer. Cena zwala z nóg, ale jakość też (nie dotyczy to wszystkich kosmetyków z tej marki).
Będąc w aptece rzucił mi się w oczy balsam do ust z Tisane. Cena przyjemna (ok. 10 zł), opakowanie małe, zgrabne, troszkę nie higieniczne (jestem zwolenniczką tubek, sztyftów), ale, że to w końcu miał być balsam na noc to przymrużyłam na to oko i zakupiłam.


Opakowanie jest lekkie, poręczne. Nawet jeśli jakimś cudem wyślizgnie mi się z rąk nie będę się martwiła o stłuczone szkło (tak jak w przypadku NUXE). Konsystencja jest zbita, pod wpływem ciepła opuszków ładnie się roztapia i wsmarowuje w usta. Na noc nie żałuję sobie go... nakładam dość konkretną warstwę, która i tak przez czas regeneracji cała się wchłonie.



Rano wstaję z nawilżonymi ustami. Nie ma mowy o suchych, spierzchniętych ustach. Tak nawiasem mówiąc to już nawet nie pamiętam co to są suche, szorstkie wargi :P Tak jak w tytule postu... Dla mnie jest to balsam, który działa cuda. Jestem jego ogromną fanką i z ogromną przyjemnością po jego wykończeniu zaopatrzę się w następne opakowanie. W międzyczasie na pewno też obadam inne rynkowe smarowidła nawilżające, ale w razie niewypału wiem do czego mam wrócić. :)
Skład jest równie imponujący. Same dobrodziejstwa siedzą w tym małym pojemniczku :)

Macie swoje ulubione balsamy pielęgnujące do ust?


czwartek, 22 marca 2018

STYLAGE SKIN PRO, Creme Hydratante Intense - Krem intensywnie nawilżający


Ostatnie posty były na temat produktów do makijażu tym razem będzie o pielęgnacji.
Jeżeli chcemy by Nasz make-up ładnie się utrzymywał musimy zadbać o to co nakładamy pod makijaż. 
Przede wszystkim twarz musi być dobrze nawilżona. NAWILŻENIE to podstawa. Nie mówię tutaj o natłuszczaniu, a o nawilżaniu. Natłuszczanie zostawmy sobie chociażby na noc.
Osobiście przez ostatnie 3 msc używałam krem do twarzy z firmy STYLAGE. Krem zakupiłam na stronie internetowej www.sklep-leavivacy.pl. Paczkę otrzymałam w trybie błyskawicznym.
Producent twierdzi, że "Pielęgnuje skórę zapewniając jej natychmiastowy i długotrwały efekt nawilżenia. Formuła kremu bogata w składniki odżywcze takie jak: Kompleks Vivasome Witamina C, kwas hialuronowy zapewnia natychmiastowe poczucie komfortu zwłaszcza skórze suchej i odwodnionej. Jedwabista konsystencja sprawia, że krem łatwo rozprowadza się po powierzchni skóry dodatkowo dając uczucie odprężenia. Skóra zachowuje blask i elastyczność. Nadaje się do wszystkich rodzajów skóry." Krem ma specyficzną pompkę airless. "Wystarczy przesunąć palcem we wskazanym miejscu, aby wydobyć krem ze słoiczka. Nie mając kontaktu z powietrzem, ani z palcami, intensywny krem ​​nawilżający jest chroniony przed utlenianiem lub zanieczyszczeniami podczas używania."

Świetna sprawa z tą pompką. Pierwszy raz się spotkałam z tego typu opakowaniem, ale według mnie pomysł pierwsza klasa. Krem jest w miarę gęsty, wydajny. Nie zostawia tłustej, lepiącej warstwy na skórze. Dość szybko się wchłania, ale nie do matu. Cera pozostaje świetlista z tzw zdrowym blaskiem.
Na samym początku stosowaniu cera się trochę zbuntowała. Wyskoczyły mi czerwone plamy na twarzy, które  po kilku dniach zniknęły. To było dziwne doświadczenie, nie ogarniałam o co chodzi i skąd to coś na twarzy. Produkt w końcu jest dedykowany do skóry z podrażnieniami, po zabiegach itp. Prawdę powiedziawszy do dzisiaj nie wiem co to było, ale na szczęście szybko się zmyło ;)


Moja cera bardzo polubiła się z tym kremem, ale do pewnego momentu... Kiedy przyszły bardzo silne mrozy (-15 i wzwyż) to krem nie umiał nawilżyć mi czoła. Cały czas czułam napięcie, szorstkość, odwodnienie. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie. Zaczęłam kombinować co mam z tym fantem zrobić, bo stawało się to nie do wytrzymania. Chwilowo miałam akcje typu "swędzenie skóry", głównie odbywało się to na czole. Wpadłam na pomysł by co użycie mieszać krem z odrobiną oleju kokosowego i to sprawiało mi ulgę. Wyraźnie okolice czoła się uspokajały, wyciszały.
Ataki odeszły w niepamięć. Krem z dużym powodzeniem nadaje się pod makijaż. Chociaż ja i tak używam dodatkowo bazy z Sisleya lub Farsali. 
Nie wiem, czy krem zakupię ponownie. Myślę, że są lepsze nawilżacze i za dużo niższą cenę.
Obecnie testuję inny krem, który na ten moment jest OK. Na pewno napiszę Wam o nim kilka słów za X tygodni :D

Pozdrawiam
Ania


Źródła użyte w tekście:
ww.stylage.pl

czwartek, 15 marca 2018

Lorac Pro Matte Eyeshadow Palette - Cienie do powiek

Po raz pierwszy usłyszałam o tych cieniach na YT. Maxineczka wyrażała się na ich temat w samych superlatywach. Nie mogłam się oprzeć i zamówiłam paletkę z Loraca. Czy dobrze zrobiłam dowiecie się o tym wkrótce ;)

Moja paletka zawiera 8 cieni do powiek, są w pełni matowe.
Pigmentację mają fenomenalną, zachwycającą :) Zanurzając pędzelek w cieniu, następnie przenosząc go na powiekę mam wrażenie, że ten cień nigdy się nie kończy. Cały czas go rozprowadzam na oku :D Jest to fantastyczna sprawa, bo dzięki temu nie musimy ciągle ciaprać pędzla w paletce by uzyskać dobrą pigmentację na powiekach.
Kolory są naprawdę pięknie skomponowane. Idealnie nadają się na dzień jak i na wieczór.
Można szaleć do woli :) Całkiem sporo kombinacji da się poczynić :)
Nie robiłam swatchy na ręce, bo uważam, że w sieci jest tyle dobrze zrobionych zdjęć, że kolejne jest już tylko zbędne. Przykładowo TUTAJ świetnie widać swatche. Kolory pokrywają się z rzeczywistością.


Najczęściej używam koloru BARE. Jest to piękny beż, oczywiście matowy (jak sama nazwa paletki wskazuje).
Za to w ogóle nie stosuję odcienia LINEN. Zdecydowanie jest to zbyt biały kolor (żeby nie powiedzieć kredowa biel). Nie widzę w nim zastosowania na co dzień.
Moje ulubione połączenie to BARE plus CORDUROY. Zdarza się też, że łączę BARE z CHOCOLATE lub LATE. Za dnia nie lubię intensywnego makijażu oka dlatego staram się wybierać delikatne połączenia, a jeśli zdecyduję się na ciemniejszy zewnętrzny kącik oka to dość długo  go blenduję by ostatecznie przypominał chmurkę ciemnego koloru na oku (zewn, kącik). Wersję ciemniejszą wolę u siebie na wieczór.
Do paletki zostało dołączone lusterko. Jego jakość pozostawia wieeele do życzenia. Tak naprawdę nie nadaje się do użytku. Przysporzyłby Nam więcej trudu niż pomocy :P Nie wiem po co firma dołącza lusterko, które nie spełnia swojej roli :/ równocześnie mogłoby go nie być.
Uważam, że dobrze zrobiłam inwestując w Loraca. Paletka jest naprawdę świetna. Genialnie się z nią pracuje, pigmentacja jest na najwyższym poziomie, cienie pięknie się ze sobą łączą, łatwo rozcierają, długo utrzymują. Poza tandetnym lusterkiem nie mogę jej nic więcej zarzucić.

Pozdrawiam
Ania










piątek, 2 marca 2018

Sisley Double Tenseur - Emulsja/baza do twarzy pod makijaż

Sisley nie znajduje się w grupie tanich marek kosmetycznych. Ceny jakie oferuje marka zazwyczaj zwalają z nóg. Nie każdego stać na kupno jednego produktu za bagatela 300/600 zł i więcej. Niejednokrotnie sama oszczędzałam kilka msc na dany produkt z tej marki. Firma ceni się za jakość składników w tym w głównej mierze wchodzą w rachubę ekstrakty roślinne, które jak wiemy do najtańszych nie należą. W tym poście chciałabym Wam przedstawić bazę pod makijaż z Sisley.
Hmm, napisałam bazę, a tak naprawdę kosmetyk ten jest wielozadaniowy. Jak mawia Producent produkt ten można stosować"- rano jako baza pod makijaż, poprawiający trwałość podkładu
- w ciągu dnia jako korektor makijażu, zapewniający efekt natychmiastowej poprawy wyglądu
- wieczorem jako błyskawiczny kosmetyk upiększający". Nie uważam by w tym przypadku kosmetyk do wszystkiego był do niczego :P Co prawda nie stosowałam go jako korektor, ale jako błyskawiczny kosmetyk upiększający już tak ;)


Szczerze to bardzo polubiłam się z tą bazą. Mojej cerze wybitnie pasuje (i to mnie boli). Z jednej strony jestem z tego powodu ogromnie zadowolona, a z drugiej strony zdołowana. Dlaczego tak? Już tłumaczę. Sisley życzy sobie 649,00 zł za double tenseur. Cena jest porażającą, kosmiczna :o :o :o
Za tą kwotę to ja mam od Zuzi Górskiej piękną torebkę ze skóry albo porządne buty. Miło by było, gdyby Sisley zechciał 'zejść' z ceny. Zdecydowanie prosimy o niższą kwotę do zapłacenia.
Baza naprawdę jest fenomenalna, ale cena już znacznie mniej.
Konsystencja jest żelowa raczej luźna, nie za gęsta. Produkt szybko i łatwo się rozprowadza. Ładnie 'siedzi' na cerze. Podkłady, korektory przyklejają się do niej. Bruzdy na twarzy zdecydowanie są mniej widoczne, nie rzucają się tak w oczy jak bez bazy. Pory są zwężone, podkład nie osadza się w nich. Jak najbardziej przedłuża trwałość makijażu, nie wysusza buzi. Twarz cały dzień wygląda świeżo, nienagannie.


Zapach jest bardzo ziołowy, na początku mnie drażnił, a w chwili obecnej mój nos oswoił się z nim i nie działa już na mnie jak płachta na byka :D
Bazy używałam codziennie przez 5 tygodni. Obecnie w celach oszczędnościowych stosuję ją ok. 4 razy w tygodniu, na zmianę z Farsali.
Gdyby produkt był o wiele tańszy to notorycznie byłby w użyciu, ale z przyczyn cenowych nie mogę sobie na to pozwolić :/



Zapomniałabym... Większość z Was już wie, że nie mogę stosować wszystkich ekstraktów roślinnych z przyczyn alergicznych. Dlatego nie mogę zmienić swojej pielęgnacji na 100 % naturalną.
Wielokrotnie próbowałam i kończyło się to dla mnie tragicznie. Wyjątkiem jest szampon, odżywka, maseczka do włosów a i jak się uda to balsam do ciała. Do czego dążę? Mimo, iż recenzowany przeze mnie produkt składa się z ekstraktów roślinnych nie powoduje u mnie alergii skórnej. Cera się nie buntuje, czyli nie parzy mnie, nie swędzi, nie szczypie, ani też nie wychodzą niespodzianki na twarzy w postaci uczulenia. Dla mnie alergika jest to prawdziwy rarytas, bo mało który naturalny produkt nie robi mi krzywdy.

W skrócie... Baza zasługuje na pięć gwiazdeczek :)

Pozdrawiam
Ania






poniedziałek, 12 lutego 2018

Helena Rubinstein, Magic Concealer - korektor pod oczy

Tak sobie dumam ile to razy myślałam nad zaopatrzeniem się w korektor od Helenki.
Jakoś ciągle nie było mi z nim po drodze. Niby go chciałam, ale nie aż tak mocno i stąd 'nie umiałam go kupić'. Oczywiście napisałam to w przenośni, bo w mojej Sephorze marka jest dostępna od ręki, ale moje niezdecydowanie było na tyle silne, że wiecznie go nie brałam do koszyka.
No, ale chyba dorosłam do tego by go w końcu kupić :D Tak! Zrobiłam to :D Nareszcie... ;)

Korektor zamknięty jest w małej tubeczce z dziubkiem. Tubka nie jest jakoś specjalnie sztywna. Dosyć wygodnie się nią operuje. Łatwo i szybko wydobywa się z niej zawartość produktu. Do dyspozycji mamy aż 15 ml. To całkiem spora ilość jak na korektor. Najczęściej mamy do użytku znacznie niższą gramaturę.

Aplikacja jest szybka i prosta. Niewielka ilość produktu wystarczy na pokrycie niedużych cieni pod oczami. Z większymi raczej nie da rady (tutaj bardziej poleciłabym Tarte Shape Tape lub kamuflaż z MUFE). Osobiście uważam, że Magic Concealer posiada średnie krycie. Dla mnie wystarczające.
Korektor nie wygląda sucho, ale po kilku h od nałożenia wysusza mi okolice pod oczami, czuję ściągnięcie i dyskomfort. Jest bardzo wydajny, ładnie się łączy z podkładami. Nie zauważyłam by oksydował.

Mam mu do zarzucenia kilka rzeczy. Przede wszystkim przeokropnie waży się, wchodzi w załamania (zmarszczki mimiczne) i... po dłuższym stosowaniu uczula okolice oczu. Jeżeli korektor stosuje codziennie to po tygodniu mam wysyp pod oczami. Jeśli zaś nanoszę go 3/4 razy w tygodniu (co drugi dzień) to nic takiego się nie dzieje. Doszłam już do tego dlaczego tak jest. Nie wiedziałam, że w składzie korektora wchodzi ekstrakt z rumianku i oto cały winowajca.

Niestety tym razem Helenka mnie zawiodła. Spodziewałam się czegoś lepszego.
Korektor nie spełnia moich oczekiwań. Zużyję go, ale raczej więcej nie kupię.

Pozdrawiam
Ania






Wszystko to, co kobiety kochają :)