Charlotte Tilbury, Filmstar Bronze & Glow
O kosmetykach Charlotte Tilbury w sieci aż wrze ;) Mnóstwo pozytywnych opinii można przeczytać na temat produktu Filmstar Bronze & Glow. Bardzo długo biłam się z myślami, czy go kupić. Wolałabym go przed zakupem zmacać, aby ostatecznie zdecydować się na jego wybór. Ale jak to zrobić kiedy nie mieszka się za granicą i nie mamy możliwości dotknąć, wypróbować zainteresowany produkt? Ciężka sprawa, prawda?... Zostaje więc opcja 'zakupy w ciemno' i podgląd na swatche/filmiki w sieci.
Zdecydowałam się wydać nie małą kwotę na "Filmstar Bronze & Glow". Nie mała, bo aż 350,00 zł.
Czy pożałowałam wydanych pieniędzy? Przekonacie się nieco niżej ;)
Opakowanie bronzero-rozświetlacza jest bajeranckie. Wzbudziło we mnie zachwyt. Dla mnie jest cudowne, bajeczne, nieprzesadzone :) Trafia w 100 % w mój gust :)
Posiada w środku lusterko, a na nim w górnym rogu z prawej strony mamy przesłodką białą gwiazdkę <3
Kolory obu produktów są nasycone, łatwo z nimi przedobrzyć. Kiedy pierwszy raz nałożyłam bronzer, czułam, że trochę przegięłam. Musiałam więc wziąć duży zbity pędzel i rozblendować całość do momentu kiedy stwierdziłam, że mogę 'z tym czymś' wyjść :D Ha ha ;)
Myślałam, że ilość, którą nałożyłam była stosunkowo niewielka, ale się pomyliłam :D
Bronzer nie ma tendencji do robienia plam, zacieków, smug. Z łatwością daje się rozblendować :) Osobiście używam go jako bronzer do ocieplania twarzy, a nie jako produkt do konturowania, zresztą nawet nie jest do tego przeznaczony. Musicie się liczyć z tym, że nie posiada w sobie ani krzty chłodnych tonów, wyraźnie są one ciepłe... Wstawiam Wam zdjęcie porównawcze.
Po lewej stronie jest Charlotte Tilbury, a z prawej mamy The Balm Bahama Mama. Różnica jest kolosalna, prawda? Widać, że Charlotte ma bardzo specyficzny kolor i tak naprawdę z dużym powodzeniem możemy go zastosować w formie różu.
Jeśli chodzi o rozświetlacz przypomina mi Mary Lou z The Balm. Z tym, że jest to jego łagodniejsza wersja. Daje przepiękne rozświetlenie przy czym nie wyglądamy tandetnie. Widzę w nim drobinki, ale z pewnością nie jest to brokat. Tak samo jak bronzer nadmiar z łatwością można usunąć. Kolor jest szampański. Wydaje mi się, że i ciepłym i zimnym tonom będzie w nim do twarzy.
Te oto duo w moim odczuciu z powodzeniem możemy stosować na dzień jak i na wieczór, raczej nie wyrządzimy sobie nim krzywdy. Oczywiście intensywność sami musimy sobie dopasować. Co kto lubi.
Wydajność powala, ciężko będzie mi go zużyć np. w ciągu roku. Raczej będzie to niemożliwe. Na szczęście nie muszę się z tym spieszyć, bo ważny jest 30 miesięcy od otwarcia.
Bronzer nakładam pędzlem od Maxineczki w numerze 02 (zakupiłam go w MintiShopie). Bardzo dobrze się nim aplikuje bronzery, produkty do konturowania, z łatwością blenduje. Więcej na jego temat będzie w osobnej recenzji.
Nie żałuję zakupu, aczkolwiek spodziewałam się bronzera bardziej brązowego niż czegoś z różowymi podtonami :P
Z pewnością go zużyję, bez przymusu, a z chęcią :)
P.S Ponoć jest to najlepiej sprzedający się kosmetyk od Charlotte ;)
Życzę miłej niedzieli :)
Pozdrawiam
Ania
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)